niedziela, 16 grudnia 2012

Dekarz roku - o swojej pasji i zaangażowaniu w budowę dachów


         Każdego roku podczas oficjalnej Gali Dekarskiej wybierany jest Dekarz Roku. Wyróżnienia te czekają na tych, co charakteryzują się w swojej pracy zaangażowaniem, charyzmą, profesjonalizmem i ponadprzeciętnym podejściem do sprawy. Jeżeli dekarz wyróżnia się ponadprzeciętną i doskonale wykonuje swoją pracę, ma szanse na uzyskanie tytułu Superdekarza Roku. Tym razem, po raz już trzeci zaszczytny tytuł przypadł Panu Marianowi Maciejaszowi ze Świdnicy. Za co zdobył tytuł? Za pasję, profesjonalizm i zaangażowanie w pracę dekarza. Wywiad ze zwycięzcą opublikował portal dla wykonawców dachów, a my prezentujemy go w kawałkach. Posłuchajmy:

Dlaczego ten zawód?
U mnie w domu ten zawód przechodzi z pokolenia na pokolenie. Mój ojciec był dekarzem. Ja sam już jak miałem trzynaście lat, to pracowałem na dachu z ojcem. Później skończyłem szkołę w Gdańsku i zostałem sztukmistrzem. Od ponad 35 lat pracuję w tym fachu, z czego sporą część przepracowałem na zachodzie. Dziś kładę 40 dachów rocznie, a swój fach przekazałem dalej moim dwóm synom.
Lubi Pan tę pracę?
Tak. Największym plusem jest satysfakcja z dobrze zrobionego dachu – gdy jest się czym pochwalić. Choć muszę przyznać, że jest to ciężka praca. Maszyny dekarskie też nie są tanie, a używać trzeba.
Potrafią w Polsce kłaść dachy?
Ci z mojego rocznika - którzy mieli się gdzie uczyć - to jeszcze potrafią, ale Ci młodzi nie zawsze. Z tych co ja znam, to zaledwie 30% jest dobrych. Pozostałych w ogólne nie powinno być na rynku, bo tylko psują opinię o fachowcach. Ale gdzie się mają nauczyć fachu? W Polsce nie ma np. szkół zawodowych. Teraz to jedynie Braas prowadzi szkolenia, ale udział w takich szkoleniach to tylko podnoszenie kwalifikacji, to za mało by być fachowcem. Moi koledzy pozakładali firmy dekarskie – a o fachu bladego pojęcia nie mają. Przykładowo w Świdnicy jest trzech wykwalifikowanych dekarzy, a firm trzydzieści. Ludzie przecież biorą spore kredyty na budowę, zatrudniają fachowców, a oni niestety nie zawsze się sprawdzają. Czasem nawet nie potrafią używać maszyn, a o takiej jak zaginarka to nawet nie chcę mówić.
W takim razie kto nauczył pana pracowników fachu?
Wielu pracowników to ja wszystkiego nauczyłem. Podlegam pod CECH, więc część z nich u mnie kończyła szkołę i praktykę. Moich dwóch synów też sam szkoliłem.
Opłaca się być w Polsce dekarzem?
Opłaca się być dekarzem w Polsce, ale z głową. Nie jeść dużą łyżką, a małą. Warto poświęcić ze trzy lata i mniej zarobić – aby przetrwać, a później zbierać żniwa. Ja nie szpanuję, robię swoje. Najważniejsza jest opinia – jak się jest dobrym to ludzie polecają i praca jest, ale to wymaga czasu. I przede wszystkim trzeba się znać na rzeczy. A w Polsce nie ma blacharzy, nie ma stolarzy....
Aż tak źle?
Rocznie poprawiam ok. 5 dachów. Jak ktoś się nie zna na blacharce, to za dach się nie powinien brać. Teraz się nauczyli tylko taśmami ołowianymi robić. Nie umieją kosza czy pasa nadrynnowego zrobić, obrobić komina. Kłaść dachówkę można się nauczyć w jeden sezon – bo co za filozofia – wymierzyć, zamontować łaty, ułożyć dachówkę. W blacharce jest już gorzej. Trzeba nożyce wziąć, podciąć w odpowiednim miejscu, trzeba wiedzieć jak rąbek zrobić, a to już jest problem. I trzeba pamiętać, że każdy dach jest inny, tu nie ma mowy o rutynie. I trzeba wiedzieć jak zaginarka działa, żeby nie zepsuć maszyny i kłopotów sobie nie narobić.
Czyli blacharka leży, a co z resztą?
Kolejnym problemem jest nieumiejętność oceny więźby dachowej. Kładą dach, a okazuje się, że więźba pęka. A przecież to powinno być oczywiste, że zanim zaczniemy kłaść dach trzeba sprawdzić drzewo, szczególnie przy wymianie pokrycia istniejącego dachu. Jeżeli drzewo jest brązowe i korniki po nim chodzą trzeba natychmiast wymienić więźbę. Absolutnie nie można jej wzmacniać deskami, chociaż czasami tak robią. Wtedy po trzech latach dzwoni inwestor z informacją, że „dach mu się wali”. Kolejna rzecz, aby nie brać tzw. spadów – czyli drzew które leżą po 7 lat w lesie, bo takie drzewo to już się nie nadaje. Na szczęście można je rozpoznać. Trzeba tylko rozkroić drzewo i sprawdzić słoje. Jak drzewo jest jasne, a od środka idą ciemne słoje, to znaczy, że się nie nadaje. No i pamiętajmy, że drzewo powinno 5 lat się suszyć. Jak bierzemy takie prosto z tartaku, to nie dziwmy się, że się „kręci” na dachu jak wysycha.
Zresztą z samym położeniem dachówki też niektórzy mają problem, np. nie wiedzą jak łaty kłaść. Syriusza nie położy ktoś, kto się nie zna. W przypadku tej dachówki, łaty trzeba prawie co do milimetra rozstawić. Jak się źle wyliczy, to dachówka w zamki nie wskakuje i dach się podnosi. Dlatego ludzie tak rzadko wybierają ten model dachówki. Z drugiej strony wiele osób myśli, że dachówki to, co do milimetra są równe. A przecież tak nie jest – przecież nawet płytek PCV do łazienki nie ma równych. Ale dekarz jest od tego, żeby linie utrzymał – tylko tu trochę wyobraźni trzeba. A jak on będzie wszystko dosuwał do końca, to mu zostanie 8 cm, z którymi nie wiadomo co zrobić. A jak sobie odpowiednio rozstawi, to nikt tego gołym okiem nie zauważy. No i narzędzia dekarskie. Też trzeba ich czasem używać, a znam takich co nie znają się nawet na tym, co do czego służy.
Na co powinni zwrócić uwagę inwestorzy wybierający ekipę?
Przede wszystkim sprawdzić kwalifikacje pracowników. Zdarza się, że pracownik ma lęk przestrzeni, a właściciel firmy na siłę każe mu wchodzić na dach. A poza tym, dobrze jest się przyjrzeć samej firmie sprawdzając jej opinie. Dlatego mówię, zanim się podejmie decyzję, trzeba wszystko dokładnie sprawdzić. I czasem lepiej dopłacić i mieć pewność, że dom wytrzyma nie 3 czy 5 lat, ale 50 lub nawet więcej.
A co najczęściej ludzie chcą mieć na dachu?
Teraz przeważnie dachówkę. Ja robię tylko Braasa, bo są najbardziej trwałe, najlepiej wypalane i mają lepszą glinę. Najczęściej Celtycką, Opal i Syriusz. Na wspólnotach Celtycką – bo tam zwykle inwestorzy nie mają za dużo pieniędzy. W domach jednorodzinnych najczęściej Opal miedziany. Co prawda jest przy niej najwięcej pracy, ale za to pięknie wygląda. Blachą w ogóle nie robię, bo średnio po 8 latach blacho-dachówka się łuszczy. Poza tym trzeba dobrze ocieplić, później konserwować. Z blachą jest też ten problem, że jak trochę wiatru wpadnie to cały dom ściąga. W przypadku dachówki odpadnie najwyżej kilka z nich. Wtedy już nawet zaginarka nie pomoże i trzeba naprawiać dach. Roboty co niemiara.
Czy trzykrotny tytuł SUPERDEKARZA pomaga w zdobywaniu zleceń?
Taki tytuł na pewno pomaga w zdobyciu zaufania wśród potencjalnych inwestorów. Chociaż według mnie ważniejsze jest zadowolenie dotychczasowych klientów – bo przecież na opinię pracuje się przez wiele lat. Myślę, że taki konkurs może pomóc szczególnie tym, którzy dopiero wchodzą na rynek – ale za takim wyróżnieniem musi stać wiedza. Udział w programie to w tej chwili dla mnie raczej forma zabawy i możliwość zdobycia nagród, niż sposób na promocję.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz